Ariana | Blogger | X X

Strony

2/06/2014

09. Irys w piżamie to Irys szczęśliwy.

Dzień dobry~


Cóż, tym razem nie minęło aż tak dużo czasu od mojego ostatniego wpisu. Co za tym idzie, nie za bardzo mam o czym pisać. Przez te dwa tygodnie praktycznie nie wychodziłam z domu, bo nie miałam po co. Spałam do szesnastej, bo przecież lepiej siedzieć w nocy. Ale, w sumie teraz nie jestem lepsza. Jest po szóstej, a ja piszę na blogu. I nie, nie wstałam tak wcześnie, dla mnie jeszcze nie skończył się poprzedni dzień. I standardowo chce mi się siku, ale nie mam siły wstać z krzesła. Ups.




Przez kilka ostatnich dni obejrzałam tyle filmów, że już nawet nie pamiętam, o czym były. Wszystkie zlały mi się w jedną plamę. Wiem tylko, że w większości grała Kathrine Heigl i Patrick Dempsey. I chyba jeszcze ktoś się powtarzał w kilku tytułach, ale nie pamiętam. Ważniejsze jest też to, iż wreszcie obejrzałam disneyowską Księżniczkę i żabę. Muszę przyznać, że to jedna z najlepszych bajek Disneya, a już na pewno najlepsza od roku 2000. Szkoda tylko, że nawet w bajeczce moja ulubiona postać musi umrzeć. TAK, W TEJ BAJCE UMIERA NAJFAJNIEJSZA POSTAĆ. Uczcijmy to minutą ciszy [*]




Jakby się tak zastanowić, to chyba skończyły mi się tematy. Pierwszy raz od dawna naprawdę nie mam o czym pisać. W takim razie pochwalę się, że tata wreszcie przykręcił mi ramki do ściany. Mówię wreszcie, bo czekam na nie jeszcze dłużej niż na regał. Swoją drogą, podobno dostanę także toaletkę. No cóż, zobaczymy. Jeżeli będę miała dalej tak czekać, to pewnie nigdy jej nie dostanę. Jaka szkoda.

Ostatnio jest mi jakoś tak wesoło. Pewnie dlatego, że przestałam się wszystkim przejmować. Nawet jeżeli coś ma zadatki na to, by mnie martwić. Olewam wszystko. Chyba nie powinnam, ale tak najwidoczniej jest dla mnie najlepiej. Kiedy nie myślę o tym, co jeszcze muszę zrobić, czego nie zrobiłam, a z czym na pewno się nie wyrobię jest mi lepiej. Od dawna nie czułam się tak dobrze, jak przez ostatni tydzień.

Z drugiej strony, chyba nie powinnam się tym chwalić. Przywykłam, że jak z czegoś się ucieszę to bardzo szybko obróci się to przeciwko mnie. Ogólnie, moje życie to życie frajera i wszyscy o tym wiedzą. Już dużo czasu minęło od ostatniego razu, kiedy mi coś wyszło. Tak od początku do końca.

Zmieniając temat, wydaje mi się, że dorastam. Nie, nie jakoś specjalnie mocno. Nie spodziewajcie się nie wiadomo czego. Mój rozwój jest raczej porównywalny to rozwoju facetów (nie obrażając ich oczywiście). Mówi się, że to chłopcy są mniej dojrzali i ja chyba taka właśnie jestem. Ale to nie ma znaczenia, bo nasz mały Irysek niedługo zakwitnie. Obym za szybko nie przekwitła, bo to chyba gorsze od tych wszystkich pryszczy, które nie chcą zejść mi z twarzy.




Od czterech dni jestem na super diecie. Właściwie, to jest chujowa. Albo ściślej mówiąc, ja jestem chujowa. Tylko pierwszego dnia stosowałam się do wszystkich zaleceń </3 Ktoś chętny, by zdzielić mnie po głowie? Nie Nobu, Tobie nie pozwolę się dotknąć. Wybacz.



Kilka razy usłyszałam już, że ktoś się mnie boi. Poza tym, często słyszę, że ludzie mają do mnie respekt. I zaczynam się ostro zastanawiać, czy taki ze mnie badass czy po prostu jakieś zmutowane dziecko-tyran.
Serio, jestem straszna?




Z wieści was absolutnie nie interesujących, zmieniłam sobie tapetę w telefonie. Wcale się nią nie jaram, wcale.


A skoro już jesteśmy w tematyce Naruto to muszę poprzeklinać. *PIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIP*
Od razu lepiej. Ostatnie rozdziały działają mi na nerwy. Choć zawsze podchodzę do tego z dystansem, a przynajmniej się staram. No bo to przecież narysowane postacie, czemu miałabym przeżywać ich życie jak własne?


Ano właśnie. Tutaj powstaje konflikt. Nie wiem kiedy to się stało, ale w pewnym momencie bohaterowie Naruto stali się częścią mojego serduszka. Hejterzy mogą mówić, co chcą. Ta manga na zawsze będzie najwspanialszą z tych, jakie czytam. Choć zdarzyło mi się poznać dużo lepsze pod wieloma względami. Naruto czytam od dobrych siedmiu lat, oglądam od ośmiu. Może nie jestem hardcorem, który siedzi w tym od '99 roku. Ale myślę, że zdecydowanie za bardzo przywiązałam się do niektórych postaci. Tak, zdecydowanie za bardzo.


Kishimoto-sensei zazwyczaj robi wszystko tak, jak to sobie wyobrażam. Ba, nie raz śmiałyśmy się z Anko "a co by było, gdyby" i nagle tydzień/dwa później tak właśnie było. Było to cholernie przewidywalne, ale jednocześnie jakieś takie radosne. Aż tu nagle... Powiem szczerze, od ostatnich pięciu, może nawet sześciu czy siedmiu tygodni nie jestem w stanie przewidzieć, co będzie dalej. FRUSTRUJE MNIE TO CHOLERNIE.


Po wczorajszym rozdziale zdecydowanie nie wiem, co myśleć. Tyle teorii jest w mojej głowie, że aż nie jestem w stanie opisać tylko jednej z nich. A na więcej nie mam po prostu siły. Bo wypadałoby wreszcie iść spać. Niestety, ostatnimi czasy zapominam, czym jest regularny sen. Może któregoś dnia uda mi się powrócić do zwykłego trybu.


Tak w ogóle, jak pewnie zdążyliście zauważyć, mam nowy wygląd na blogu. Myślałam już o tym od dawna, ale dopiero zmiany na blogasku Bezy zmusiły mnie do działania. Pokemony <3


Swoją drogą, tata oddał mi swoje słuchawki. Są zajebiste, poza tym, że kabelek trochę nie styka i muszę co jakiś czas go pociągnąć. No i przede wszystkim nie przywykłam do siedzenia w słuchawkach, więc w tym momencie, po trzech godzinach opadają mi uszy. Plus ciśnienie w głowie zaczyna mi ją rozsadzać. Ale jest taka godzina, że tylko dzięki słuchawkom mogę słuchać muzyki. A bez muzyki ciężko mi się na czymkolwiek skupić. Gdyby nie muzyka nie zrobiłabym wielu rzeczy.
Dzisiaj znowu oglądałam Kal ho na ho. Od gimbazy widziałam ten film niezliczoną ilość razy. Serio. I zawsze poryczę się na końcówce. Mimo, ze bardzo dobrze wiem, co się stanie. Znam ten głupi film na pamięć, a i tak płaczę. Wytłumaczy mi to ktoś? :C

Trafiłam ostatnio w internetach na obrazki. Opisałabym wam je jakoś szczególniej, ale nie jestem w stanie. Powiem tylko, że przez te obrazki czuję się złym człowiekiem. I w sumie, pokażę je wam, żeby nie czuć się samotnie w poczuciu winy. Moje serce krwawi, bardzo krwawi. Zwłaszcza przez ostatni obrazek. Dwa pierwsze w sumie mieszczą się w moich normach.


I mówi wam to człowiek, którego tapeta przez ponad rok wyglądała nie inaczej jak tak:


W ogóle, zadzwonił do mnie wczoraj Marcin. Zrobiło mi się miło i w ogóle. Dawno z nikim nie rozmawiałam przez telefon. Właściwie, odkąd zerwałam z Bartkiem nie mam z kim rozmawiać. Zazwyczaj kończy się na esemeskach, bo szybciej, łatwiej i w ogóle. Ale naprawdę było mi miło. Chociaż muszę przyznać, że zaskoczył mnie tym bardzo. Irys kocha, zawsze i wszędzie.




Poza tym, powiem wam, że niedługo walentynki. I w sumie, to na dzisiaj chyba wszystko. Może następnym razem rozpiszę się bardziej i będę wam miała więcej do powiedzenia. W sumie, co ja mogę opowiadać, jak jedyne, co ostatnio robię to oglądanie filmów. Jeszcze jakbym chociaż w coś grała, to mogłabym się tym pojarać. Takie żałosne, takie smutne. Trudno, jakoś trzeba z tym żyć. Prawda?





Pozdrawiam,
Człowiek Irys


Brzydki Irys jest brzydki, ale piżama jest spoko.

PS Jeszcze tylko 8 dni i zobaczę się z Bezą <3