Ariana | Blogger | X X

Strony

9/25/2016

12. Wróciłam - i co dalej?

Dwa lata. Właściwie ponad - tyle nie pisałam, choć nie raz zastanawiałam się, czy by do tego nie usiąść. Gdzieś w szkicach mam nawet kilka wersji notek, które miały się ukazać pomiędzy rokiem 2014 a 2016 ale jak wyszło - widać. Dla każdego, kto zna mnie dłużej niż kilka miesięcy jest to rzeczą wręcz oczywistą, że nie umiem dotrzymywać terminów. Że szybko się zniechęcam i najchętniej robiłabym milion rzeczy naraz - pod warunkiem, że nie wymagają myślenia. Pod tym względem, moi mili, nie zmieniłam się przez te dwa lata ani trochę.

Jedyne, co z całą pewnością się zmieniło to fakt, że coraz bardziej nie daję sobie rady z dorosłym życiem. Coraz bardziej tęsknię za liceum, w którym czułam się bezpiecznie. Za czasami, gdy nie musiałam myśleć o przyszłości - bo tego właśnie boję się najbardziej. Studiuję, desperacko trzymam się tego nieszczęsnego kierunku, który choć z perspektywy teoretycznej jest bardzo ciekawy, w praktyce nie jest tym, co chciałabym robić. Nie mam celu, nie mam pomysłu na siebie, nie wiem, do czego dążę i czego tak naprawdę chcę. Nie jest to jednak nowość, oj nie.

Nie wróciłam tu jednak po to, żeby zanudzać i wyżalać się nad sobą. Próbuję sobie przypomnieć, po co właściwie założyłam ten blog i jedyne, co przychodzi mi na myśl to dobra zabawa. Wydaje mi się, że miał to też być rodzaj terapii dla samej siebie, pokazanie sobie, że moje życie wcale nie jest tak szare i smutne, jak mi się wydaje. Zwłaszcza wtedy, gdy wylewam swoje smutki i żale, spisując je na papierze - czego również nie robiłam od bardzo dawna. Być może to właśnie mój problem - przestałam robić to, co sprawiało mi przyjemność. Przestałam robić to, co pomagało mi poczuć się lepiej. Doszłam więc do wniosku, że czas to zmienić.

Chciałam, kierując się tym postanowieniem, opowiedzieć wam historie z wakacji w Szwecji. Okazało się jednak, że miesiąc spędzony w Sztokholmie był zbyt intensywny, by zmieścić go w jednym poście - tym bardziej takim, który piszę po dwóch latach nie mówienia niczego. Postanowiłam więc podzielić moje wspomnienia na cztery części i niebawem wrzucę je na bloga - chciałabym w nich opowiedzieć o tym, jak żyło mi się przez cały lipiec, jak wiele zobaczyłam i - o dziwo - jak mało razy się zgubiłam. Chciałabym też pokazać wam, że Szwecja to naprawdę interesujący kraj, który warto zobaczyć, a nie da się tego zrobić w jednej, krótkiej notce. Z drugiej strony, jeżeli zawalę was ścianą tekstu to też nie będzie to, co chciałabym osiągnąć.

W takim razie zapytacie - co nowego u mnie? Ha! Od razu nasunęło mi się jedno słowo - nic. Nie jest to jednak prawdą. Przede wszystkim, z czego bardzo się cieszę, mam nowego kota. Stworzenie to spędza w domu więcej czasu niż Marcel, więc teraz rzadko kiedy jest chwila,w której nie mam przy sobie puchatej kulki, która mruczy i daje mi miłość.Z reguły Marcel i Maurycy mijają się, więc gdy jeden ma już dość siedzenia w domu, pojawia się drugi.
Dla tych, którzy jeszcze tego nie wiedzą - mam również dwa psy. Nie są to znajdy, jak Maurycy, a przynajmniej nie dla nas. Wzięliśmy je do siebie po śmierci babci i już z nami zostały. Tak, w przeciągu tych dwóch lat pożegnałam się też z kobietą, która do samego końca we mnie wierzyła. Z kobietą, która broniła mnie nawet wtedy, kiedy wszyscy inni już dawno postawili na mnie krzyżyk.

Miałam, jak każdy, swoje wzloty i upadki. Swoje sukcesy i porażki. Powoli wracam do życia, wmawiając sobie, że odrobina wysiłku przyniesie efekt. Że odrobina chęci zdziała cuda. Jak będzie - przekonam się w najbliższym czasie.

W tym momencie chcę więc powiedzieć tylko jedno:
wróciłam.

Dwa najwspanialsze koty na świecie, Maurycy i Marcel.